Po niemieckiej stronie. Wspomnienie września 1939 r.

2016-10-08 08:00:00(ost. akt: 2016-10-09 10:18:16)
15 maj 1939 r. Most pontonowy zbudowany podczas ćwiczeń przez saperów Wehrmachtu na rzece Dzierzgoń w Starym Dolnie

15 maj 1939 r. Most pontonowy zbudowany podczas ćwiczeń przez saperów Wehrmachtu na rzece Dzierzgoń w Starym Dolnie

Autor zdjęcia: arch. Lecha Słodownika

Robert Helwig żył w latach 1902-1962 i był nie tylko cenionym radcą sądowym w przedwojennym Pasłęku, ale też dobrym historykiem i archiwistą. To właśnie dzięki niemu Pasłęk otrzymał pierwszą w swoich dziejach monografię miasta.
Monografia ta ukazała się w 1987 r. i jest w niej wiele wspólnych pasłęcko-elbląskich epizodów. Wiele lat wcześniej, na kanwie rękopisu tej monografii, Robert Helwig opublikował swoje wspomnienia z kampanii wrześniowej przeciwko Polsce, gdzie walczył jako podoficer piechoty. Warto przytoczyć niektóre tezy tych wspomnień, bowiem dotyczą one bliskiego nam regionu.

Radca sądowy R. Helwig napisał m.in.:„W życiu tak małego miasteczka, jakim był przedwojenny Pasłęk, wybuch wojny był wielkim wstrząsem. Mało kto wiedział o prawdziwych przesłankach tej wojny, ale propaganda grzmiała, że to wszystko z powodu Wolnego Miasta Gdańska i „polskiego korytarza”. W dniu 18 sierpnia 1939 r. w ciągu trzech dni sformowano „pasłęcki batalion” i już 21 sierpnia funkcjonował on pod nazwą 356. Pułk Piechoty. Był to pułk 3. rzutu i podlegał elbląskiej komendanturze Landwehry, w składzie 228. „Oberlandzkiej” Dywizji Piechoty Wehrmachtu.

Wkrótce wymaszerowaliśmy w kierunku Freystadt (Kisielice). Nasz marsz prowadził przez Reichenbach (Rychliki), Miswalde (Myślice) i Gerswalde (Jerzwałd). Po drodze pozdrawiało nas wielu mieszkańców, a my czuliśmy się jak na manewrach. Pod Kisielicami zalegliśmy na kilka dni na wiejskich kwaterach i ćwiczyliśmy sztukę wojenną. I było tak, że jednego dnia maszerowaliśmy w pobliże granicy, by następnego wrócić na poprzednie stanowiska. Aż w końcu zalegliśmy w lesie kilkaset metrów od granicy, gdzie oczekiwaliśmy na rozkaz do ataku. Jeszcze 31. sierpnia dotarł do naszego obozu samochód ciężarowy z Pasłęka, z pocztą i drobiazgami.

Wczesnym rankiem 1. września zalegaliśmy w gęstej mgle. Niby nic się nie działo, ale czuliśmy, że tego dnia wszystko się zacznie. Wreszcie o 4.15 rano przyszedł rozkaz do ataku. Gdy moja kompania podniosła się i przeszła ok. 50 metrów, dostała się nagle pod ogień polskiego ciężkiego karabinu maszynowego. Dowódca kompanii wydal rozkaz otwarcia ognia z broni maszynowej. Powstał mały chaos, a wielu żołnierzy zaczęło strzelać z pozycji stojącej. Po chwili nastała cisza. Czyżby nasz ogień był tak celny? Podeszliśmy bliżej i okazało się, że Polacy ustawili tutaj atrapę z karabinem maszynowym! Śmiech obleciał nas wszystkich, ale zdaliśmy sobie jednocześnie sprawę, że gdyby ta atrapa nie była z drewna, lecz ze stali, niewielu z nas by ten atak przeżyło. Wkrótce osiągnęliśmy pierwszą polską wieś. Na murach wielu domów znajdowały się przyklejone ogłoszenia o mobilizacji.

Mężczyźni zniknęli, a w domach, które rutynowo przeszukiwaliśmy, znajdowały się tylko kobiety i dzieci. Na ich twarzach widać było przerażenie. Nic było w tym dziwnego, gdyż do naszych hełmów mieliśmy przymocowane gumkami dla kamuflażu gałązki z liśćmi, a spod nich samych naszych twarzy niewiele było widać, a do tego mieliśmy bagnety na sztorc na karabinach! Niektórym z nas dziwnie robiło się na duchu, ogarniały nas mieszane uczucia... Ale muszę nadmienić, że mój pułk zarówno pierwszego dnia wojny, jak i podczas następnych – nie dopuszczał się jakichkolwiek okrucieństw. W moim oddziale panowała dyscyplina, myślami wracaliśmy do naszych rodzin i rozważaliśmy co by było, gdyby ich spotkała taka sytuacja.

Także dezerterzy i bardzo liczni jeńcy polscy byli traktowani po ludzku. Po tym pierwszym uderzeniu główną rolę zaczęli odgrywać pancerniacy i oddziały szybkiego uderzenia. My atakowaliśmy w kierunku na Lessen (Łasin), a podczas bitwy o Grudziądz nasz „pasłęcki oddział” zajmował pozycje na zapleczu walk. Przeciwnik wycofywał się szybko, a nawet można powiedzieć, że uciekał z pola walki. Wprawdzie byliśmy już na terytorium Polski, ale wszędzie spotykaliśmy dużo Niemców, którzy mimo dwudziestoletniego, polskiego władztwa nad tym terenem, zachowali swoją niemieckość. Witali nas wszędzie z wielką radością, a my nie mieliśmy wątpliwości, że był to kiedyś obszar kulturowo silnie związany z Niemcami.

Zwracały naszą uwagę zaniedbane pola uprawne, słaba gospodarka leśna, nieregulowane rzeki, strumienie, brak solidnych mostów, a na drogach fruwający piach. Jeszcze pod Warszawą całkiem niespodziewanie natknęliśmy się na zamieszkane przez Niemców wsie, których zadbane obejścia mocno różniły się od polskich. I co ciekawe - ich mieszkańcy tkwili w swojej kulturze, bowiem nawet małe dzieci posługiwały się bezbłędnie językiem niemieckim.

Podczas walk o Warszawę nasz pułk przeszedł do pierwszej linii i wkrótce poniósł swoje najcięższe straty w rannych i zabitych w walkach o Twierdzę Modlin. Jeszcze przed kapitulacją tej twierdzy wielu naszych żołnierzy zginęło na innych, pobliskich odcinkach frontu. Ale to wszystko było nic w porównaniu do tego, co stało się w następnych latach wojny. W sumie te wrześniowe walki były ważne dla młodych żołnierzy, który przeszli swój chrzest bojowy. Uważam jednak, że ta fatalna data – 1 września 1939 r. - powinna być ostrzeżeniem dla odpowiedzialnych polityków na Wschodzie i Zachodzie, i trzeba ciągle przypominać i robić wszystko by utrzymać na świecie pokój”.

Robert Helwig urodził się wprawdzie w Królewcu, ale jego dziadkowie i ojciec–pastor pochodzili z Jelonek nad Kanałem Oberlandzkim (Elbląskim). Jego matka Auguste Helwig z domu Horn była mennonitką i wywodziła się z dużej i znanej na Żuławach Gdańskich rodziny mennonickiej.

Robert Helwig w następstwie choroby został zwolniony w połowie 1941 r. z Wehrmachtu i wrócił do Pasłęka. Tutaj poświecił się nie tylko pracy zawodowej jako radca sądowy, lecz przystąpił do pisania historii miasta. Miał ułatwione zadanie, ponieważ jeszcze przed wybuchem wojny ukończył studia w dziedzinie archiwistyki.
Jego cudem uratowany w styczniu 1945 r. maszynopis historii Pasłęka, znajduje się dzisiaj w Izbie Historycznej Pasłęckiego Towarzystwa Powiatowego w Itzehoe (Schleswig-Holstein), miasta partnerskiego dzisiejszego Pasłęka. Robert Helwig zmarł po krótkiej chorobie 28 stycznia 1962 r. w Bonn.
Lech Słodownik

Źródło: Dziennik Elbląski

Komentarze (2) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Ola #2084910 | 93.105.*.* 10 paź 2016 16:04

    ...za dwa pokolenia dziennikarze tego dziennika będą pisać, że II wojnę wywołali Polacy a Hitler był ich przywódcą.

    odpowiedz na ten komentarz

  2. www #2084036 | 79.185.*.* 9 paź 2016 14:12

    Dla pracowników gazety niemieccy mordercy to bohaterowie.

    odpowiedz na ten komentarz